29 listopada 2012

|194| Legenda dnia i nocy


Ława się starzeje, a ja razem z nią. Gdzie te cztery lata uciekły … No dobrze, sentymenty na bok, niech do udekorowanej urodzinowo sali wejdzie Kryształowy Anioł – czas na ocenę jej bloga.
Jeśli coś w ocenie zostało niedopracowane, to bardzo przepraszam, ale dosłownie dzień przed rocznicą Blogspot postanowił wszystko zjeść, więc polegałam na wcześniejszej wersji zapisanej na dysku, która nie była nadto kompletna.

§ Pierwsze wrażenie
A. Adres
Jej, polski adres, jak miło. Ładnie brzmi i łatwo wpada w ucho, w dodatku intryguje. Szkoda tylko, że na potrzeby adresu trzeba go rozbijać myślnikami, wtedy już nie wygląda aż tak zgrabnie, ale na to nie mamy wpływu, więc się nie czepiam. Ogólnie na plus.

B. Grafika
Parokrotnie uległa zmianie, odkąd blog wylądował w mojej kolejce. Obecna wersja nie należy do moich ulubionych, acz spełnia wymagania czytelności oraz porządku i mam do niej mniej uwag niż do poprzedniej. Jest czytelnie, jest porządek, nie mam problemów z nawigacją po stronie – wszystko, co być powinno. Wolałam, co prawda, poprzedni nagłówek, na którym wszystkie elementy płynniej się ze sobą zgrywały, ale poza tym obecny zły nie jest.

§ Treść
A. Fabuła
Wiesz, dopiero gdzieś w okolicach piątego rozdziału tknęło mnie, że fabuła wcale nie jest zła. Co więcej, jest całkiem dobra i ciekawa, nawet jeśli miejscami nieco zawiewało bardziej zbrataną z bogami Mulan. Dlaczego tak późno? Bo wykonanie i główna bohaterka. Ale o tym w innych punktach, bez wyskoków naprzód.
Tak, fabuła jest całkiem ciekawa. Na tyle, że sama zaczęłam się interesować, co będzie dalej, jak to winien czynić Czytelnik. Nie, czytelniczki we mnie nie otrzymasz, niestety, ale dla autora to zawsze komplement, kiedy zdoła swoim tekstem zaciekawić oceniającego trochę bardziej niż w sprawach stricte z oceną związanych.
W dodatku widać, bardzo wyraźnie widać, że wszystko masz przemyślane, bowiem tempo akcji jest świetnie wymierzone (czego być może nie widzą osoby czytające „Legendę” w odcinkach, ale ktoś czytający cięgiem już tak), a każda akcja, póki co, niesie za sobą adekwatną reakcję. Nie jest idealnie, ale na pewno fabule mam najmniej do zarzucenia.
Co nie znaczy, że nie mam do zarzucenia absolutnie niczego.
Po pierwsze: cesarski nakaz, aby, jeśli rodzina nie może oddać syna do wojska, oddała córki do świątyń, wydaje mi się bardzo pretekstowy. Na wojnie potrzebna jest każda para rąk, owszem, ale te które nie dzierżą broni, zazwyczaj zagania się do ważniejszych spraw niż modlitwy. Potrzeba osób na polach, by pilnowały, aby państwo, a przede wszystkim wojsko, miało co jeść. Potrzeba osób, które produkowałyby więcej broni. Potrzeba osób, które rozwoziłyby owe jedzenie oraz broń. Potrzeba osób opiekujących się chorymi i rannymi. Tak naprawdę można by mnożyć ilość zadań, które kobiety byłyby w stanie robić, a które przysłużyłyby się państwu i jego szansom na wojnie bardziej od masowego wysyłania córek, by siedziały w świątyni i ładnie wyglądały podczas modlitw – bo do tego ogranicza się rola kapłanek Akato, którą opisałaś. Jak myślisz, dlaczego w Europie kobietom zaczęto przyznawać więcej praw dopiero po I Wojnie Światowej? Bo już pokazały, że potrafią pracować równie dobrze jak, a nawet lepiej niż mężczyźni, że potrafią być i listonoszkami, i tworzyć naboje w fabrykach, i prowadzić automobile, i wiele innych, a nie tylko sprzątać oraz zmieniać pieluchy. Dlaczego gejsze, piękne artystki i kobiety do towarzystwa, Japonia zagnała podczas II Wojny Światowej na pola czy do wszelakich innych prac ręcznych? Bo to jest o wiele bardziej praktyczne i przydatne dla kraju od strojenia się przed lustrem dla jednego faceta (w tym przypadku akurat takiego, który za usługę zapłaci, a nie dla jakiegoś bożka, ale to nadal bardziej wspomaga kosmetyczkę czy garderobę owej gejszy niż budżet państwa). Pewnie, ów nakaz jest świetnym pretekstem, aby Hinata poszła do świątyni, tak jak wszyscy w wiosce i tak przewidywali, że kiedyś zrobi. I pewnie, zgadza się to z jej kreacją pt. „wszystko, aby mój kochany braciszek żył” i „taka ze mnie religijna dziewczynka”. Ale kłóci się to z tym, co naprawdę jest na wojnach przydatne. Widzę, że w tym konkretnym przypadku jest to pretekst dla fabuły ważny, bowiem ktoś musi tego Akato sprowadzić na ziemię, niemniej jednak jest to pretekst. Radzę Ci raz spędzić trochę czasu i porządnie się zastanowić nad tym, jak mogłabyś naprawić sprawę, aby wyglądało wiarygodnie i nie kłóciło się z rzeczywistością. Może cała rodzina przeciwstawiłaby się całemu nakazowi i uparcie twierdziła, że wysłali córkę gdzieś tam, w świat, na inne, żyźniejsze pole czy do jakiejś pracy, która wymaga, aby była poza domem, podczas gdy w rzeczywistości dziewczyna pójdzie za tym swoim powołaniem do świątyni, skoro już widzi znaki i koniecznie musi. Niedopracowane, przyznaję, ale już nie pretekstowe, a przy okazji byłoby dodatkowym powodem, dla którego ojciec córkę wręcz wyklął – bo mogła faktycznie pracować, zamiast iść do świątyni, gdzie będzie tylko cnotką w ładnych fatałaszkach, która za najcięższe zadanie ma otwieranie i zamykanie bramy. A jestem pewna, że jeśli się zastanowisz, sama wynajdziesz równie dobre lub nawet lepsze rozwiązanie. Nie ma sytuacji bez wyjścia, nawet pretekstowej sytuacji.
To tyle w kwestii fabularnej logiki – reszta działa sprawnie. Ale dalej mamy fakt, że fabuła jest monotonna. W tym sensie, że, tak naprawdę, prowadzisz tylko jeden wątek: misja Akato i Hinata. Wszystko, co do tej pory wspomniałaś, wiąże się w ten czy inny sposób z przeznaczeniem tej dwójki, a to na dłuższą metę może nudzić. Że tak powiem, masz gałęzie dochodzące do pnia drzewa (tj. drobne wątki łączące się z głównym), zamiast odwrotnie: pień, z którego odchodzą mniejsze gałązki (tj. wątek główny i wątki poboczne). Nie mówię, że jest nudne samo w sobie, chociaż porywającą akcją też bym owego głównego wątku nie nazwała, ale czasem warto dać Czytelnikowi odetchnąć od tych najważniejszych spraw, od głównych bohaterów, a skupić się na czymś mniejszym. To urozmaici tekst, ale może także posłużyć za narzędzie do „autorskiego torturowania Czytelnika”, jak to nazywam. Bo jako autor nie chcesz Czytelnikowi wszystkiego zdradzać, a już na pewno nie musisz tego robić krok po kroku. Zaskocz go, skup się raz na czymś innym, tym samym każąc mu czekać jeszcze trochę na ciąg dalszy perypetii głównych bohaterów. Zalążek wątku pobocznego masz – ów wachlarz z cesarskim liściem. Póki co pojawił się on dwa razy – raz przy odkryciu, a drugi przy wpadaniu pod szafę – ale nie zmarnuj, proszę, potencjału. I pokuś się o jeszcze jeden wątek poboczny, aby już teraz wprowadzać urozmaicenia i dawać wszystkim odetchnąć na moment od Hinaty i Akato. Naprawdę, uwierz mi, przysłużysz się tym „Legendzie”, bo przestanie być taka jednowymiarowa. A, jak sugeruje dopisek „Tom I” na belce, planujesz obszerne dzieło (dylogię? trylogię?), więc wręcz nie możesz sobie pozwalać na podobną jednowątkowość. W końcu definicja powieści uwzględnia taki przymiotnik jak „wielowątkowa”, nieprawdaż?
I tyle w kwestii fabuły. Wbrew pozorom, na przestrzeni tych dwunastu rozdziałów, nie wydarzyło się znowuż tak wiele. Nie jest zbyt wolno ani zbyt szybko, wszystko dopiero co zaczęło się rozkręcać, zatem pisanie czegokolwiek więcej byłoby doszukiwaniem się w tekście rzeczy, których w nim nie ma. Pisz dalej, idź dokładnie w tym kierunku, który sobie obrałaś, bo fabularnie jest on dobry. To nad resztą czeka Cię wiele pracy (czy ja mam wrażenie, czy już mówiłam niemalże to samo w którejś z poprzednich ocen?).

B. Dialogi i opisy
Zacznę ten paragraf od cytatu z Kabaretu Potem: „A aktor, on nie powie – on wygłosi”. Aktorów u Ciebie nie ma, ale postaci, wszystkie, w Twoim tekście cierpią na identyczną przypadłość: one nie mówią – one wygłaszają. Co, jeśli nie jest efektem celowym, jeśli nie jest prowadzone konsekwentnie tak w narracji, jak i w dialogach, jeśli nie służy stwarzaniu komizmu i/lub nie jest w tekście jakkolwiek uzasadnione, psuje wszystko.
Innymi słowy: dialogi są przesadnie dramatyczne, u niektórych przesadnie egzaltowane, a w większości wypadków – zwyczajnie sztuczne. Nie tylko nikt by tak nie mówił, ale i często kwestie wygłaszane przez danych bohaterów kłócą się z tym, jak ich dotychczas wykreowałaś lub z tym, co w danych sytuacjach jest adekwatną (i naturalną) wypowiedzią..
Z nich wszystkich najgorsza jest Hinata, prawdopodobnie dlatego, iż przypadło jej bycie główną bohaterką. Popatrz na przykład tutaj: „Daruj sobie te wstrętne gierki i opuść to miejsce, zanim spotka cię surowa kara.” (r5 cz II). Na usta aż ciśnie się angielskie: really? Serio? Naprawdę? Myślisz, że w ten sposób przegonisz jakiegokolwiek intruza, choćby i miał cztery latka? Nikt tak nie mówi, a już na pewno nie kiedy próbuje kogokolwiek przeganiać. Dlaczego Hinata nie powie, przykładowo, „Daruj sobie gierki. Sio stąd, bo pożałujesz”? Przy czym fragment „sio stąd” można napisać na dziesiątki różnych sposobów, z których każdy byłby bardziej naturalny od „opuść to miejsce”: „idź sobie/stąd”, „odejdź (stąd)”, „precz (stąd)”, „idź precz”, to tylko przykłady. Albo tu: „Ależ tak, proszę mi odpowiedzieć inaczej nie zasnę z niezaspokojonej ciekawości!” (r6 cz I). Chryste Panie, ja rozumiem, że stan kapłański oraz rozmówczyni w postaci Najwyższej Kapłanki zobowiązują, aby przywiązywać większą wagę do tego, jak się mówi, ale nie popadajmy w przesadę! Dziewczyna odpowiada tutaj na pytanie o samopoczucie (pełne troski, ale nadal zwykłe pytanie), a takim nadto entuzjastycznym wybuchem na pewno nie uśpiłaby czujności kogokolwiek, o Najwyższej Kapłance nie wspominając. Czemu nie zareaguje normalnie i nie powie, na przykład, „Nie, nic mi nie jest. Ale proszę odpowiedzieć, naprawdę mnie to ciekawi”? Powyższe fragmenty to ledwie wierzchołek góry lodowej, Hinata niemal cały czas wygłasza, zamiast mówić, miejscami aż przywołuje na myśl właśnie aktorkę z taniego teatru, która myśli, że to na przesadzie opiera się dobre aktorstwo. Chociaż trzeba przyznać, że w ostatnich rozdziałach troszeczkę z tym przystopowałaś i powoli (bardzo powoli) zaczyna być widać zmiany. Ale w takim wypadku wypadałoby się cofnąć do poprzednich rozdziałów i poprawić usterki także tam.
Zresztą, u Hinaty jak u Hinaty, ona cała jest, jak na mój gust, zbyt egzaltowaną gąską. Ale innych, nierzadko najmniej odpowiednich bohaterów też to spotyka, jak na przykład Dragena: „Wojna nas rozdziela i zmienia nasze życie, ale wierzę, że kiedy w końcu dobiegnie końca odzyskamy chociaż namiastkę utraconej normalności” (r4 cz I). Och, och, bo się wzruszę. A nie, poczekaj – nie wzruszę się. Czemu? Bo Dragen to, pomimo podstawowej edukacji, chłopak ze wsi, którego bynajmniej nie przedstawiasz jako osobnika z nosem w książce ani głową w chmurach. To przyziemny, racjonalny, wioskowy chłopak, więc czemu wygłasza deklaracje, jakby recytował Pana Tadeusza? Naprawdę nie sposób ująć powyższej wypowiedzi w normalne słowa, bardziej Dragenowi przystające, jak np. „Wojna rozdziela ludzi i zmienia życie, ale myślę, że kiedy w końcu się skończy, to wszystko wróci kiedyś do normalności.” Ten sam przekaz, ale już nie tak górnolotny, zaś w ustach nastolatka ze wsi na pewno bardziej wiarygodny i naturalny.
Jedynie u Akato i Takery owe wygłaszanie ma odrobinę sensu, podkreśla to ich boskość, lecz i tu znalazłabym parę wypowiedzi, gdzie można by ich górnolotność nieco utemperować, nie tracąc nic z owej boskości. Niestety, dla nich żadnych przykładów nie zanotowałam, wybacz.
W kwestii dialogów wspomnę jeszcze o ich zapisie, który często jest niepoprawny, ale na wspominaniu koniec, bo do tego jeszcze powrócę przy poprawności. Wydaje mi się, że tutaj czeka Cię najwięcej pracy i najwięcej krytycznego patrzenia na swój tekst. Z tych drobnych zmian, które zauważyłam w ostatnich rozdziałach, zdajesz się powoli zmierzać w dobrym kierunku, zatem, proszę, nie zepsuj tego, a także, w wolnej chwili, poświęć uwagę starszym postom i je również popraw. W końcu po co tekst poprawiać i czynić go coraz lepszym, jeśli kiepskie początki i tak pociągną całą pracę w dół?
A opisy… Hmm, nic mnie tutaj specjalnie nie drażniło, może poza błędami oraz stylem, ale o tym niżej. Nie jest idealnie, ale też nie katastrofalnie, bowiem przeczytałam tekst i nie miałam trudności z wyobrażeniem sobie miejsc oraz sytuacji. Z postaciami czasem za bardzo zwracasz uwagę na kolory, a za mało na te naprawdę charakterystyczne cechy, przy Hinacie i Akato za bardzo udzieliło mi się posiadanie ich podobizn w tle w trakcie lektury, żeby ocenić teraz obiektywnie. Jeśli możesz, wspomnij i wspominaj o tych co ważniejszych detalach ludzkiego (i boskiego) wyglądu.
Z miejscami masz chyba najmniejszy problem, acz nie ukrywam, iż opisy Ghary, Selo Sakamary i ogólnie wszystkiego oprócz stolicy, co się póki co pokazało, wyszły Ci o niebo lepiej, niż którekolwiek z opisów wewnątrz Gandy. Myślę, że z jednej strony przyczyną jest fakt, iż w tych pierwszych miejscach było mniej do opisania w porównaniu ze stolicą. O wiele łatwiej opisać, przykładowo, jedną dolinkę z paroma domkami, polami i rzeką niż ruchliwe, pełne życia, bogactw oraz kontrastów miasto. Z kolei drugi błąd stanowiło to, iż przy opisie Gandy odczuwam, jakobyś chciała ją całą opisać za jednym zamachem i mieć z głowy, przez co wyszło za dużo naraz. Ponownie, zwolnij, nie spiesz się, dozuj informacje. Znasz to uczucie, kiedy dzień przed testem próbujesz wkuć pięć stron i zdaje się, że nie wiesz nic, podczas gdy jeśli przez cały semestr będziesz się uczyć krok po kroku, strona po stronie, to zapamiętujesz więcej? Podobnie jest z opisami. Jeśli spróbujesz pokazać za dużo na jeden raz, Czytelnik się wyłączy i chociaż przeczyta, to za tydzień w jego głowie pozostanie tylko kilka rzeczy, które najbardziej zwróciły jego uwagę (w moim przypadku był to kontrast pomiędzy dzielnicami oraz budynek stojący na głowie – patrz punkt o logice). A nie o to przecież chodzi. Powróć do opisu Gandy z rozdziału dziesiątego, poświęć mu trochę myśli i zobacz, co mogłabyś wtrącić później, co warto ująć innymi słowy lub czego nie musisz opisywać w ogóle.
Czytając, zauważyłam także pod którymś z postów komentarz, którego autorka zarzucała, że mogłoby być więcej opisów uczuć. Wtrącę swoje trzy grosze: moim zdaniem opisy uczuć na pewno wzbogaciłyby „Legendę”, ukazały więcej z bohaterów, ale czy są potrzebne, będziesz musiała zadecydować na podstawie tego, co chcesz napisać i jaki efekt chcesz osiągnąć. Jeśli wolisz się skupiać na wydarzeniach, na wojnie, na misji, aby pomóc Akato odzyskać moce i powrócić do Krainy Bogów, wtedy nie potrzebujesz większej ilości opisów emocji, to co już jest, moim zdaniem, wystarcza (mimo iż w tym wypadku warto by zaznaczyć, iż tekst, póki co, nie ukazuje owej akcji w najbardziej komplementujący mu sposób). Jeśli jednak celujesz w coś bliższego powieści obyczajowej, w tekst skupiający się na relacji pomiędzy Hinatą i Akato, na rodzącej się między nimi więzi – wtedy należałoby dopisać jeszcze trochę. Nie dużo, ale trochę, ot, zdanie lub dwa tu, zdanie lub dwa tam.
Zastanawiam się, czy jest coś jeszcze, o czym chciałam wspomnieć, ale niczego sobie nie przypominam.Podsumowując tedy: opisy są okej, acz zyskają wiele, jeśli poprawisz styl (patrz niżej), zaś dialogi w znacznej większości wymagają zmian, aby przestały być tak rażąco sztuczne, a zaczęły wyglądać i brzmieć jak coś, co ludzie, w szczególności ci konkretni bohaterowie, rzeczywiście by powiedzieli.

C. Styl
Na dobry początek wspomnijmy, iż tekst usiany jest błędami jak jesień opadłymi liśćmi. Błędami wszelakiej maści, ale o tym szerzej w paragrafie Poprawność. Czemu jednak wspominam? Bo to wielka szkoda widzieć, że ktoś ma niezgorszy styl, nie cudowny, acz z pewnością nie koszmarny, lecz zamiast pozwolić mu rozwijać skrzydła, wiesza mu ołowianą kulę u szyi czymś tak banalnym i tak prostym do rozwiązania jak błędy. To raz.
Dwa, poza błędami, najgorszą wadą Twojego stylu jest, jak ja to nazywam, udziwnianie. Znaczy to ni mniej, ni więcej, iż aż za często określasz coś prostego okrężną drogą… w sumie, Bóg jeden wie po co. W ten sposób ani nie brzmisz poważniej czy dostojniej, ani niczego nie osiągasz. Nie każę Ci pisać lakonicznie i brutalnie wręcz do rzeczy, ale kiedy zaczynasz określać dziesięcioma słowami coś, co dwa wyraziłyby równie jasno i równie ładnie, to czemu nie użyjesz dwóch? Jedna z zasad Coco Chanel brzmiała, aby przed wyjściem z domu spojrzeć w lustro i zdjąć jeden dodatek, bo mniej znaczy więcej. W literaturze bardzo często można by zastosować dokładnie to samo – mniej znaczy więcej, przynajmniej jeśli mówimy o prostych sprawach, a nie o, na przykład, opisach ważnych miejsc, gdzie pewne rozpisanie się jest wskazane. Ach, zapomniałabym niemalże o przykładzie. Przykład, przykład, przykład… O, na przykład popatrz tu, na to zdanie z części drugiej rozdziału jedenastego: „Tuż nad jej głową wisiała miniaturowa huśtawka, na której przycupnęła oswojona papuga o zielonym zabarwieniu pierza […]”. To zielone zabarwienie pierza jest właśnie udziwnianiem. Równie dobrze mogłabyś napisać „papuga o zielonym upierzeniu”, a przekazałabyś dokładnie tę samą informację w mniej udziwniony i przez to ładniejszy sposób. Ponadto, skoro papuga mieszkała w domu bogini, a nie w dżungli, to oczywistym jest, iz była oswojona, a nie dzika, zatem po cóż dopisywać jeszcze i ten przymiotnik? Po nic. chyba tylko dla zwiększenia objętości tekstu.
Po trzecie, ten Twój styl jest bardzo niezdecydowany. Raz serwujesz mi zwroty mniej lub bardziej kolokwialne, a zaraz potem próbujesz pisać „typowym stylem fantasy”, tj. nieco górnolotnym, aż chciałoby się rzec „epickim”. Brak zdecydowania nie działa na Twoją korzyść, co więcej, zwroty kolokwialne czy wszelkie fragmenty, które można by napisać tak po prostu, poprawną polszczyzną zamiast mową podwórkową, irytują w prozie pisanej w trzeciej osobie z punktu widzenia narratora ponoć obiektywnego. Ujmuje mu to dostojności, a cały tekst traci sporo uroku tylko przez to, że, przykładowo, napisałaś „Nie ogarniam jego sposobu myślenia” (r10 cz II), zamiast zamienić kolokwialne „nie ogarniam” na „nie rozumiem”, „nie pojmuję”, „nie potrafię zrozumieć” – opcji na pewno jest sporo. Z innej strony, tej gdzie czasem próbujesz pisać nieco zbyt oficjalnie, mamy ten przykład, w pierwszej części rozdziału dziewiątego: „[…] chociaż Hinata z ubolewaniem rejestrowała brak detali na temat swojej wioski”. Zacznijmy może od tego, że powyższym nie oddajesz tego, co, jak zgaduję, chciałaś przekazać, a więc że pomimo podobieństwa, Hinacie brakowało lub próbowała odnaleźć drobne szczegóły, które znała z własnej wioski. Dodatkowo ujęcie tego w słowa takie jak „rejestrowała brak detali”, które brzmi dość formalnie, jakby dziewczyna była urzędnikiem z kartką, na której odhaczał, co jest, a czego nie ma, wcale nie pomaga w stworzeniu nastroju pewnej melancholii, która powinna się Czytelnikowi udzielać wraz z Hinatą.
Przez resztę czasu tylko czasem zdarzają się zdania lub fragmenty, które trudno ująć pod innym ogólnym hasłem niż „potrzeba przeredagowania”. Zazwyczaj są to zdania, które brzmią sztucznie lub nieciekawie (lub obydwa naraz), lub po prostu mogłyby zostać napisane lepiej, mimo iż nie straszą i w obecnej formie. Na przykład wezmę ten fragment z rozdziału dziesiątego, części pierwszej: „Okalają ją dzielnice bogów i ludzi, najbogatszych mieszkańców Gandy. Stanowią ich politycy, artyści, kapłani i wielcy uczeni”. Teoretycznie zdania są poprawne. Ale brzmią tak nieciekawie, aż za prosto i jakby wyjęte z wypracowania trzecioklasisty, że odechciewa się czytać. I nawet nie trzeba wiele gimnastyki, aby poprawić: „Okalają ją dzielnice bogów i ludzi, najbogatszych mieszkańców Gandy: polityków, artystów, kapłanów czy wielkich uczonych”. Proszę bardzo, mniej koślawo, mniej łopatologicznie, za to płynniej i przez to ładniej. Namęczyłam się? Nie przy tym. Aby poradzić sobie z takimi przypadkami, bardzo mocno sugeruję znalezienie dobrej bety, która zwróci na to uwagę. Niestety, aż za często rola bety sprowadzana jest do „popraw mi literówki!”, a nie o to przecież chodzi. Przynajmniej nie tylko o to.
Jednak, chociaż Twój styl krzyczy, aby go dopieścić tak głośno, że aż mnie uszy bolą, widzę, że masz w sobie zadatki i niezgorszą podstawę, na której możesz budować. W końcu przeczytałam całość całkiem szybko, zaś po lekturze nie czułam się nią wycieńczona. Co zatem zrobić, aby się poprawić? Zwolnić. Przystopować. Poświęcić swojemu tekstowi należytą uwagę. Jeśli zależy Ci na tym, aby „Legenda” prezentowała się w całej swojej krasie, to spędź z nią czas, dużo czasu, aby nie tylko wyczyścić ją z błędów, tak jak czyścimy sweter z liści czy przylepnych gówienek, kiedy wpadniemy w krzaki, ale także aby dokonać szlifu. Jeśli zdanie Ci zgrzyta – popraw je. Jeśli czujesz, że mogłabyś coś napisać lepiej – zrób to. Jeśli, czytając tak, jak czyta Czytelnik, nie rozumiesz tego, co sama napisałaś – zmień. Jeśli możesz użyć lepszego słowa lub mniej słów, aby coś określić – nie wahaj się. Masz czas i masz umiejętności, ale wydaje mi się, że brakuje Ci czasem cierpliwości, że koniecznie chcesz pokazać światu kolejny rozdział jak najszybciej. Moim zdaniem, lepiej pokazywać rzadziej, ale za to prezentować coś naprawdę dobrego i dopieszczonego, dopiętego na ostatni najmniejszy guziczek. Na dłuższą metę oszczędzasz sobie w ten sposób i czas, i pracę, bo robota raz odwalona dobrze, nie wymaga później ciągłych poprawek. Ot.

D. Kreacja świata
Mam mieszane uczucia. Z jednej strony są opisy Twojego świata. Nie zawsze fantastyczne, ale przynajmniej obrazujące miejsca dość, bym miała o nich całkiem niezgorsze pojęcie i potrafiła się w nich odnaleźć. To na pewno duży plus.
Dużym minusem jest pewna nielogiczność, a mianowicie ukazanie, iż wszyscy wojownicy stosowali broń białą, podczas gdy w Twoim świecie (inspirowanym XIX wiekiem, a więc współczesność) znajdują się pociągi, zatem dość zaawansowana mechanika. Serio? Naprawdę wierzysz, że człowiek wpierw wynalazłby współczesny transport, zanim wpadłby na to, jak można kogoś skutecznie zabić nie tylko z odległości, ale jeszcze tak, że zwykła zbroja by mu nie pomogła, jak czyni to strzelba? Na Boga, Chiny miały proch już w IX wieku (dzięki czemu zyskały pierwsze granaty)! To całe tysiąclecie przed pierwszym pociągiem! Wygląda mi to na „fantasy klapki na oczach”, czy też „strzelby nie są tak epickie i nie oddają natury fantasy tak, jak czynią to miecze, łuki i strzały”. Co nie byłoby złe, gdyby reszta nie była współczesna w równie oczywisty sposób. Nie przekonasz mnie, że człowiek wynalazłby pociąg przed strzelbą, acz z chęcią bym popatrzyła, jak próbujesz. Uwaga, scena jest Twoja – zaskocz mnie.
A tak poza tym to wiele powiedzieć nie mogę. Więcej nielogiczności nie znalazłam, lecz jednocześnie przez te dwanaście rozdziałów akcja dopiero zaczęła się rozkręcać, a o świecie nie przekazałaś nam aż tak wiele. Wiemy, jak wyglądają poszczególne miejsca, co niby jest dobre, ale trochę mało. Zahaczyłaś o kwestie religii i nieco o modzie, jednak spróbuj może dopisać trochę więcej podobnych wstawek o kulturze? Nie potrzeba całych akapitów – po prostu więcej drobnych rzeczy tu i ówdzie. Hinata po raz pierwszy w życiu znajduje się w stolicy, to wspaniała okazja, żeby pokazać tych różnic trochę więcej, w miarę jak coraz dłużej tam siedzi. Kreacja świata nie musi od razu stawać na pierwszym planie, bo oczywiście, że nie zawsze jest to najważniejsze, ale kiedy można pokazać trochę więcej, trochę lepiej, co tylko doda „Legendzie” uroku, to czemu by nie dopisać, nie sądzisz?

§ Bohaterowie
Postaci w tekście jest całkiem sporo. Większość jednak przemija bez większego echa. Ot, są, okej, nie ma ich – też dobrze. Tak bardzo skupiasz się na trójce głównych postaci, że reszta stała się odległym, zlewającym się nieco ze sobą drugim (prawie trzecim?) planem. I, jeśli się nad tym zastanowić, nie wnoszą do tekstu zbyt wiele. Shiro wnosi tyle, że jest powodem, dla którego jego siostra wreszcie decyduje się zostać kapłanką i ewentualnie o Dragenie można by powiedzieć, że istnieje w tekście, aby w pewnym sensie przepowiedzieć, że z Hinaty taka świętoszka, że oprócz rodzinnej miłości faktycznie kocha tylko tego swojego boga. Reszta tam jest, żeby nie było pusto, acz poświęcasz im tak mało uwagi… albo nie, inaczej: poświęcasz tak wiele uwagi Hinacie, Akato i Takerze (dokładnie w tej kolejności), że pozostali się po prostu przewijają w tle i nic więcej. Szkoda, bo można by z niektórych postaci wyciągnąć ciekawe wątki poboczne, jak np. z Xanny czy z Dariny.
Tyle o drugoplanowych, przejdźmy zatem do tych głównych.
Najgorsza ze wszystkich jest Hinata. W jej kreacji popchnęłaś ją w ramiona Mary Sue, aż stopiły się w jedno. Piękna, kochana, dobra, dobrze się uczy, skromna, cała wioseczka ją uwielbia, ma same szczytne cele, w dodatku to właśnie ona została przez bogów wybrana i to właśnie z nią Akato, któremu służy, przebywa, to jej poświęca uwagę (bo musi, ale nadal) i to właśnie ona zostaje nową maskotką Takery… Dodajmy do tego wygłaszanie kwestii miast ich wypowiadanie oraz fakt, iż Hinata jest potwornie egzaltowaną pannicą, przy której nierzadko trudno pozbyć się wrażenia, że poza całą tą otoczką ładnej i dobrej stoi głupiutka gęś, a mamy przepis na iście denerwującą główną bohaterkę. Za dużo tego dobrego, brakuje choćby jednej wady, jakiegoś drobiazgu, który pokazałby tę dziewuchę z ludzkiej strony. Może powiem w ten sposób: w Indiach panuje zwyczaj, aby niezamężnym (ładnym) dziewczętom malować czarną kropkę, na przykład na policzku, nosie czy czole. Zostawia się ją po to, aby złe duchy nie próbowały dziewczęcia omotać, po czym zabrać – skaza na urodzie ma je chronić przed byciem pożądaną przez złe siły. I chociaż w rzeczywistości rzadko którą dziewczynę owa kropka szpeci, chodzi o cel. Hinacie brakuje właśnie takiej czarnej kropki, choćby jednej jedynej skazy na tym obrazku doskonałości, który, w tym wypadku, nie tyle chroniłby ją od złego (chyba że za złe uznamy mnie i inne czepiające się oceniające), a zepchnął z tego piedestału i uczynił normalną ludzką dziewczyną, jaką ponoć jest, a czego w ogóle nie pokazujesz, może poza sytuacjami, w których ktoś coś Hinacie tłumaczy, a ona zaczyna się zachowywać nieco jak słodziutka idiotka.
Może coś sobie jeszcze wyjaśnijmy, zanim przejdziemy dalej: nie nakazuję Ci kreować żadnych zbuntowanych aniołków czy niemoralnych ladacznic. Nie czepiam się tego, że Hinata jest dobra i mądra, i kochana, i skromna, i uwielbiana przez wszystkich (i długa lista innych epitetów), bo wiem, że tacy ludzie istnieją. W dodatku bycie uwielbianą przez całą wioskę oraz bycie rzekomą wybranką bogów ładnie w tekście uzasadniłaś. Nie, absolutnie nie chodzi o to, jaka Hinata jest. Chodzi o to, jak ją przedstawiasz. A przedstawiasz, nierzadko, łopatologicznie. Narrator, zwłaszcza na samych początkach, niemal co chwila pieje, jaka to Hinata och! i ach!. Co za dużo, to niezdrowo, Czytelnikowi nie trzeba powtarzać, że cała wioska miała Hinatę za piękną, wystarczy wspomnieć raz, a potem to argumentować zachowaniami i wypowiedziami innych bohaterów. Hamana mogłaby patrzeć na córkę i zauważać, jak przeistacza się z ładnej dziewczynki w piękną kobietę. Shiro mógłby wspomnieć, że chciałby mieć kiedyś taką żonę jak jego siostra. Możliwości jest wiele, a w sumie wykorzystałaś troszkę tylko dwie, tj. zazdrość Xanny i jedno czy dwa napomknięcia, że nawet bez kosztownej kiecki Hinata będzie na obchodach Równi Księżycowej najładniejsza. Naprawdę, narrator nie musi się co chwila zachwycać ani co chwila podkreślać, że główna bohaterka jest piękna, bo na dłuższą metę można zwrócić obiad i zniszczyć sobie laptopa.
Nie ukrywam, nie lubię czytać o postaciach takich jak Hinata. Nie interesują mnie święci na ziemi i, tak naprawdę, przybycie Akato okazało się dla mnie pewnego rodzaju zbawieniem. Bo z Akato trafiłaś w samo sedno: świetnie pokazany kontrast pomiędzy tym, jakim go przedstawiają na ziemi, a jaki jest w rzeczywistości, pomiędzy oczekiwanym wojownikiem a faktycznym rozpuszczonym młodzieńcem. Tak naprawdę, jest to chyba jedyna postać, którą czasem nawet lubię: niektóre z jego uwag wystosowanych do Hinaty były tak celne, że to właśnie on powinien dziewczynę opisywać, a nie narrator. Nie jest idealnie wykreowaną postacią, wiele można by jeszcze oszlifować, wyrównać czy poprawić. Jak chociażby nielogiczność, że narrator wspomina w tych pierwszych rozdziałach po przybyciu Akato, że pomimo braku siły fizycznej daje sobie radę dzięki ciętemu językowi. Fajnie, ale tego za bardzo nie widać w tekście. Przy scenie, w której Akato i Hinata wchodzą do stolicy i nasz bóg próbuje się wymigać od czepialskich strażników, akato li i wyłącznie odpyskowuje, nie widać tam ani trochę ciętego języka ani w ogóle jakiejkolwiek wskazówki, jakoby te zdolności oczarowywania innych słowami posiadał. W końcu gdyby tak było, wymigałby się jakoś, wyślizgnął strażnikom, kto wie, może nawet sprawił, że byliby w stosunku do niego przyjaźni. Rozumiem, że wtrącenie do aresztu może być pretekstem, aby spotkali się z Takerą i aby mieli u niej pewnego rodzaju dług, ale w takim wypadku albo pokażesz (wyraźnie!), że to strażnicy są na słowny urok boga odporni, albo niech Hinata wpakuje ich w te kłopoty (w końcu jej edukacja też jest ograniczona, o stolicy ma małe pojęcie, no i byłaby okazja do pokazania, że wcale nie jest taka doskonała, więc może chociaż na chwilę poczułabym do niej choć cień sympatii). A to z pewnością nie są jedyne rozwiązania. Musisz tylko przystopować i pomyśleć. Pomijając jednak powyższe, Akato zdecydowanie jest najciekawszy z nich wszystkich i, jeśli mam być z Tobą szczera, to nie podoba mi się kierunek, w jakim zmierzają jego relacje z Hinatą. O wiele ciekawiej byłoby, gdyby nauczyli się siebie co najwyżej tolerować, „przyjęli na klatę”, że muszą się znosić aż do wypełnienia owej misji, ale nic więcej. O wiele bardziej wolę Akato, którego Hinata denerwuje (co jest zrozumiałe, skoro i mnie ona wkurza, to w tej kwestii faceta doskonale wręcz rozumiem), niż Akato, który powoli odkrywa, że coś do Hinaty ma, nawet jeśli na chwilę obecną są to drobiazgi (niemniej jednak drobiazgi zwiastujące aż zbyt wiele). Ale cóż, to nie moja powieść, więc nic mi do tego, co tworzysz, mogę to jedynie skomentować.
A Takera… O niej wiemy, póki co, najmniej, aczkolwiek fakt, iż widzimy ją i z punktu widzenia Hinaty (która zdaje się być boginią oczarowana), i z punktu widzenia Akato (który wie, czego się spodziewać i który Takery nie lubi), i raz z punktu widzenia jej samej, dodaje bogini głębi i sprawia, że póki co jest najlepiej wykreowaną postacią ze wszystkich. Nie jest ani biała (jak Hinata), ani czarna (jak np. epizodyczny poseł), tylko szara, pełna niewiadomych i sprzecznych o niej opinii, ale dzięki temu jak najbardziej realna i wiarygodna.
Ogólnie rzecz ujmując, gdybym miała coś poradzić, powiedziałabym tak: dodaj trochę do opisów ich wyglądu (o czym wspomniałam w poprzednim paragrafie), nie skupiaj się na głównej trójcy tak, że cały drugi plan mógłby przestać istnieć i zlewa się w jedną masę i uczyń Hinatę nieco bardziej wiarygodną oraz normalną poprzez pozbycie się nadmiaru podkreślania, jaka to ona jest och! i ach! Radziłabym także dodać jej jakąś wadę, lub parę, ale przynajmniej jedną, która również pomogłaby w zrzuceniu jej z piedestału na którym (moim zdaniem niesłusznie) się znajduje.

§ Poprawność
A. Językowa
Pozwolisz, że z tego punktu uczynię listę. Po czterech latach wypisywania i tłumaczenia bloggerom tego samego, człowiek naprawdę ma dość i traci wiarę w ludzi, a gdzie Ława ma podstronę z materiałami pomocniczymi i edukacyjnymi, zakładam, że widzisz.
  1. BRAK AKAPITÓW. Specjalnie napisane przy użyciu Caps Locka, abyś wiedziała, że to potworny grzech, za który czekają Cię lata w ogniach piekielnych, bowiem za brak akapitów rozgrzeszenia nie daje nawet sam papież. I nie, jedna spacja na początku wersu akapitem nie jest.
  2. Podwójne odstępy między każdym „akapitem” od mniej więcej drugiej części drugiego rozdziału. Tak nie piszemy, to jest sztuczne rozwlekanie tekstu, które ani nie wygląda dobrze, ani niczemu nie służy. Gdyby nie wspomniane wyżej spacje oraz sporadyczna niekonsekwencja w stosowaniu owych odstępów, wzięłabym je za akapity, ale tak wiem, iż nimi nie są.
  3. Przecinki. Oddzielające wtrącenia, przed imiesłowami, przed spójnikami (zanotowała „ani”, „czy”, „jak”, „albo”), po/przed rzeczownikiem w Wołaczu, przy porównaniach, w zdaniach złożonych, między przymiotnikami… Aż chciałoby się rzec „wszystkie przecinki”, ale to chyba byłaby już przesada.
  4. Liczby w prozie zapisujemy słownie, nie cyframi.
  5. Pisownia partykuły „nie” z częściami mowy.
  6. Pisownia partykuły „by” z częściami mowy (szczególnie z czasownikami w formie bezosobowej oraz w rodzaju nijakim).
  7. Pisownia różnych słów z dywizem (kiedy z, a kiedy bez, jak np. kolory czy słówko „pół”)
  8. Nadmiar zaimków dzierżawczych i osobowych.
  9. Mieszanie w narracji czasu przeszłego z teraźniejszym.
  10. Za często bawisz się podmiotem domyślnym, przez co wychodzą głupoty.
  11. Czasowniki w czasie przeszłym liczby pojedynczej rodzaju męskiego kończą się na „-ął”, na „-ą” kończą się czasowniki w czasie przeszłym liczby mnogiej rodzaju męskiego. A więc „on machnął”, ale „oni machną”, „on kucnął”, ale  „oni kucną” itd.
  12. Z czasownikami w czasie teraźniejszym w liczbie pojedynczej jest tak, że jeśli już, to tylko pierwsza osoba kończy się na „-ę”, a trzecia na „-e”. A więc „ja chcę”, ale „on/ona/ono chce”.
  13. Interpunkcja i ortografia w dialogach względem komentarzy narratorskich (tj. kiedy kropki i kiedy wielka litera).
  14. Nie odmieniasz „ów” przez osoby, mimo iż jest odmienne.
  15. Zapisywanie w cudzysłowie nazw własnych jak np. nadane komuś tytuły, nazwy wydarzeń historycznych czy konstelacji. Cudzysłów służy do cytowania, zapisywania tytułów dzieł (literackich, muzycznych, teatralnych itp.) oraz, ewentualnie, do podkreślania sarkazmu czy ironii.
  16. Odmiana imion (i, o zgrozo, nie tylko!) z apostrofami
  17. Błędna, tj. oddzielna, pisownia słowa „poza” (w znaczeniu „oprócz tego”).
  18. Wielkie litery wkradające się tam, gdzie nie trzeba (jak np. nazwy zwierząt).
  19. Literówki, niedopatrzenia, źle użyte słowa. W ilości świadczącej o niedbalstwie i pośpiechu.
Jak powiedziałam bezpośrednio powyżej, według mnie większość wynalezionych błędów świadczy niedbalstwie i pośpiechu, a także o lenistwu. Zaś lenistwo, niedbalstwo i pośpiech w stosunku do publikowanego tekstu (na blogu, w czasopiśmie, w antologii – nieważne) jest dla mnie równoznaczne z brakiem szacunku i dla własnej pracy (skoro nawet nie chce Ci się poprawić byle literówki czy wstawić brakującej kropki, o poważnych błędach nie wspominając), i dla Czytelnika (bo po co mu pokazywać naprawdę dopieszczony tekst, niech się cieszy tym, co dostał). Naprawdę, nic Cię nie goni, sprawdzaj rozdział tyle razy, ile to będzie niezbędne, aż uznasz, że jest on godny publikacji. A i znalezienie dobrej bety nie jest niemożliwe, zakładam, że jeśli zapytasz swoich Czytelników, ktoś z nich z pewnością się zaoferuje, chociażby po to, by móc wcześniej przeczytać kolejną część opowiadania, które mu się podoba. Zaoferowałabym nawet swoją pomoc, ale ostatni osobnik, który poprosił, abym została jego betą, chyba nie wytrzymał psychicznie nadmiaru kolorów oraz uwag na marginesie, bo odkąd odesłałam mu poprawioną wersję pierwszego rozdziału, nie odezwał się ani razu (a językowo popełniał mniej błędów od Ciebie, większość dotyczyła kreacji świata),  toteż nie rzucam owej propozycji otwarcie.
Nie chcę rozciągać oceny na Bóg-wie-ile, toteż konkretne błędy językowe, które wyłapałam, pobierzesz stąd. A co, skoro już wypisałam ich aż tyle, to mogę te co bardziej emocjonalne komentarze wykreślić i pokazać autorce wszystkie głupizny, jakich się dopuściła. Rozdziału trzynastego nie uwzględniłam w pliku, gdyż o jego pojawieniu się dowiedziałam się zbyt późno i zdołałam go tylko przeczytać na potrzeby ogólnej oceny.

B. Logika
W większości bzdury, ale znowuż nie żeby to był powód do radości. Na pewnym etapie życia wciskanie w tekst podobnych bzdur przez autorów powoduje wyłącznie zniesmaczenie. Ty, stety czy niestety, jesteś już na tym etapie.
* „Detale wzorowałam na Tajlandi […] Dość wysocy.” – hmm, tutaj wzorowanie na Tajlandii chyba nie wyszło, bo przeciętny mężczyzna ma tam ok. 171cm wzrostu, a kobieta – 159cm. Jeśli wzrost miał być tą częścią wymyśloną, sugeruję przeredagować cały fragment. (podstrona)
* „Na stole stał już drewniany półmisek z chlebem.” – okej, jakim cudem w wiosce, gdzie, jak sama napisałaś, zajmują się głównie uprawą ryżu (ergo: ryżu jest pod dostatkiem i najpewniej jest najtańszy) na stole pojawia się chleb? (r1 cz I)
* „Miała duże, lazurowe oczy, dość niespotykane w krainie Ghara […]” – jeszcze w poprzedniej części rozdziału Ghara była państwem, nie krainą. Coś tu nie halo. (r1 cz II)
* „Mamo, mateczko!” – tak się woła, kiedy przychodzą goście na herbatkę, a nie kiedy dzieje się coś złego. Wtedy człowiek skupia się na tym, aby jak najszybciej działać, a informacje przekazywać jak najbardziej konkretnie. Zatem prędzej wołałaby "Mamo, mamo!". (r1 cz II)
* „Zginęła się w pół [...]” - zginęła, ale nie umarła, a, chyba, się tylko zgięła. Hmm, ciekawe to. Amerykańscy naukowcy będą mieli co badać. (r1 cz II)
* „Następnie ściągnęła z niego mokre ubrania i zaczęła osuszać ciało.” – dopiero teraz? To się robi od razu po przyniesieniu jeszcze żywego topielca do domu, a na pewno jest ważniejsze od kłócenia się. Na tyle osób w jednym pomieszczeniu powinna być chociaż jedna przytomna, aby to wiedzieć i zabrać się do pomagania chłopcu. (r1 cz II)
* „Nabór do wojska i świątyń przeprowadzi Kaldong – czyli zarządca -  wioski, będzie oceniany za swą sumienność i uczciwość.” – oni wszyscy mieszkają w tym samym świecie, tych samych realiach. Poseł nie tłumaczyłby, kim jest Kaldong, bo oni to wiedzą. Łopatologia z pani wychodzi, koleżanko. (r3 cz II)
* „Była bosa i nosiła na nosie zwyczajne, niezbyt ładne ubranie składające się z za dużej koszuli i spodenek nad kolano.” – a co to za dziwadło, które nosi ubrania na nosie jak foka balansująca piłką? (r4 cz II)
* „Składała się z nieregularnie ociosanego kamienia na której widniały hieroglify – prastare, boskie pismo, które znały tylko niektóre, wybrane kapłanki, a studia nad tym językiem zajmowały im całe lata.” – hieroglify to nie język, tylko pismo. Spróbuj zatem tak przeredagować zdanie, aby nie było ani nielogiczności, ani powtórzenia. (r5 cz I)
* „Tak bardzo wciągnęła się w swoją pracę, że powoli zapominała o tym, co się wydarzyło i zignorowała nagły podmuch wiatru, który zadął w korony drzew i odgiął je mocno do tyłu. Ten niespodziewany atak sprawił, że gałęzie zachybotały, a liście wydały głośny szum, który rozległ się w całym ogrodzie.” – jeśli wiatr był tak silny, że wyginał drzewa, to jak Hinata mogła go zignorować? Ją też by zwaliło z nóg, a w najlepszym razie sprawiło, że straciłaby równowagę. (r5 cz I)
* „Akato musiał przenocować w miejscu, które całkowicie ujmowało jego boskiej godności, ale po wielu minutach negocjacji i szarpaniny w końcu przystał, aby spędzić noc w kurniku, gdzie za posłanie służyła mu kupa siana.” – a jak się niby w tym kurniku zmieścił? Nie wiem, czy wiesz, ale kurniki nie są duże, największe, co mogłoby się tam wygodnie zmieścić, to chyba pies lub góra roczne dziecko. To nie obora czy stodoła, gdzie rzeczywiście trzeba wejść, aby, na przykład, posprzątać. (r6 cz I)
* „Kiedy tylko znalazł się daleko od jajek, indyk uspokoił się i zaczął je wylegiwać.” – to indyczki wysiadują jaja, nie indory. (cz6 cz I)
* „Hinata znała jedynie pismo uniwersalne i w jakimś małym stopniu kobiece, a boskie było jej dane rozumieć tylko przez chwile.” – jako że Hinata jest kobietą, to pismo kobiece powinna znać równie dobrze co uniwersalne, co najwyżej męskiego mogłaby tylko trochę liznąć. Dlaczego niby kobieta miałaby nie znać kobiecego pisma, skoro tak podkreślasz, że pozwala się dziewczynkom kształcić w szkołach? (r8 cz I)
* „Zakończenie bluzki było w kształcie litery fał, zakrywającej pępek, podczas gdy reszta brzucha była odsłonięta.” – po pierwsze: litera "V", jeśli już. A po drugie: w Twoim świecie nie istnieje alfabet łaciński, więc skąd tam niby litera "V"? Trójkątów skierowanych szpicem w dół zabrakło czy jak? (r10 cz I)
* „Składał się z coraz mniejszych od ziemi kwadratów nałożonych jeden na drugim […]” – to jak niby stał, skoro opierał się na najmniejszym, a największy był na szczycie? Zresztą, pałace, chyba szczególnie orientalne, buduje się odwrotnie, aby najmniejsze piętro było na górze. Na dole znajdują się wszelkie sale reprezentacyjne, a także pomieszczenia dla służby, co zajmuje wiele miejsca, więc siłą rzeczy najwięcej przestrzeni powinno być na dole. Logika z tego zdania uciekła podwójnie. (r10 cz I)
* „Jej głowę zdobił przepiękny irokez […]” – w świecie bez Irokezów (plemienia Amerykańskich Indian, od których wzięła się nazwa fryzury) nie wypada mówić, iż papuga miała irokeza. Sterczące pióra? Grzebień? Naprawdę, synonimy nie gryzą. (r11 cz II)

§ Oryginalność
Przy omawianiu fabuły wspomniałam o pewnym skojarzeniu z „Mulan”. Dodajmy do tego, że Hinata jest swoistego rodzaju „wybraną”, że pojawia się duży wątek podróży w celu pomocy (w tym wypadku jednostce, nie światu, ale i do tego dojdziemy, jak mniemam), uczucie rozkwitające pomiędzy dwójką, która się nie lubi… Tak naprawdę, trudno mi przypomnieć sobie z „Legendy” coś, cokolwiek, co byłoby oryginalne lub co, chociaż samo w sobie raczej wyświechtane, pokazałabyś z nowej perspektywy. Przykro mi, ale nie. Co, oczywiście, nie znaczy, że coś, co już było, nie może się podobać.

§ Inne
Jako orientalistka (brzmi dumnie i szumnie, wiem, ale cóż poradzić, że tak mnie studia ochrzciły) jestem wyczulona na używanie słowa „Azja” w nieodpowiedni i/lub protekcjonalny sposób. Tym samym trąciłaś nieodpowiednią strunę już samym swoim zgłoszeniem, a później paroma podstronami, gdzie mówiłaś o „urokach Azji”. Wiesz, jak ogromna jest Azja? To ponad 44.5 miliona kilometrów kwadratowych przestrzeni. To 3.8 miliarda ludzi według danych z zeszłego roku. To ponad czterdzieści osiem państw. Na Boga, według Ethnologue’a (publikacji chrześcijańskiej organizacji badającej rzadko używane języki, by móc wydać w nich Biblię), w samej tylko Indonezji używa się ponad sześciuset języków, a w Indiach – ośmiuset. A to ledwie dwa z owych czterdziestu ośmiu państw. Jedną z pierwszych rzeczy, którą się orientalistów uczy (przynajmniej na mojej uczelni, ale podejrzewam, że na innych również), to że koncept Azji jest cholernie złożony i lepiej już konkretyzować rejony Azji podzielonych na Azję Wschodnią, Południowo-Wschodnią (na których wzorujesz się w swoim tekście), Zachodnią, Centralną i Południową (kategorie ONZ-tu). Zatem błagam, oszczędź mi nerwów a sobie wychodzenia na europejską ignorantkę i nie mów „uroki Azji” tak, jakby Tajlandia i Iran były jednym i tym samym, jakby posiadały takie same uroki czy kulturę, bo do tego podobnym stwierdzeniem sprowadzasz cały kontynent. Jeśli już koniecznie musisz wymieniać, czyje uroki Cię zainspirowały, to albo wypisz konkretne państwa, albo napisz Azja Wschodnia i Południowo-Wschodnia. I to bynajmniej nie jest sugestia, żeby nie było niejasności. Uff, jakim cudem opanowałam się przed użyciem wykrzykników i Caps Locka w tej kwestii, nie wiem, ale kwalifikuję to jako cud.
Dwa drobiazgi, z podstrony Ciekawostki wzięte:
* „Akcja rozgrywa się w czasach odpowiadających u nas IX wiekowi :)” – IX wiek i rowery? I koedukacyjne szkoły? I parlament? I pociągi? Zwiewałaś z lekcji historii czy zniknęło Ci jedno „X”?
* „Myślę, że takie jak i w naszym świecie.” – coś kiepsko widzę tę kreację świata, skoro nawet nie jesteś pewna, jaka fauna się w Twoim własnym świecie znajduje. Zwrotem „myślę że” sugerujesz, że nie masz pewności co do tego, co wykreowałaś, a, jako autorka, powinnaś wiedzieć najlepiej.

§ Podsumowanie
Spojrzałam sobie na poprzednie rocznice, ot, aby zobaczyć, czy wyłonił się może jakiś trend co do moich rocznicowych ocen. Niestety, nie ma nic. Ech, szkoda.
Ale koniec dygresji, czas ogłosić wyrok. A ten brzmi: DZIESIĘĆ LAT W ZAWIESZENIU!
Drogi Kryształowy Aniele, Mary Sue w postaci Hinaty, spora nielogiczność w kreacji świata, jednowątkowa fabuła oraz tekst usiany błędami sprawiły, że nie mogę z czystym sumieniem ocenić Cię łagodniej. Zastanawiałam się nad Pracami, ale przypomniawszy sobie inne blogi, które w tę kategorię wrzuciłam, uznałam, że nie byłoby to sprawiedliwe ani wobec nich, ani Ciebie. Po prostu nie prezentujesz jeszcze poziomu Prac, acz nie ukrywam, iż wiele Ci do nich nie brakuje. Popracuj nad swoim tekstem, nie spiesz się, poświęć mu czas, dopieść go, myśl nad nim, czytaj inne dzieła świadomie, kwestionuj swój tekst, czytaj dialogi na głos (niech postaci mówią, miast wygłaszać) – wszystko, to i jeszcze więcej, a jestem pewna, że „Legenda” stanie się czymś więcej niż tylko niezgorszą, acz ewidentnie niedopieszczoną lekturką na chwile nudy. W sumie to oprócz tych standardowych rzeczy, jedyną inną radą jest poprawienie Hinaty. Jeśli nie chcesz, aby była wzorem Mary Sue, tylko stała się pełnowymiarową postacią, przystopuj nieco z wynoszeniem jej na piedestał. Nie musisz od razu dodawać dziewczynie „Ciemnej Strony Mocy”, ale nie podkreślaj co chwilę, w dodatku w tak nierzadko łopatologiczny sposób, jaka to ona piękna, kochana, cudowna i w ogóle naj. Nie chodzi, tak naprawdę, o to, kogo kreujesz, ale jak i jakich narzędzi (czyt. słów) przy tym używasz. Ot.
Tymczasem uprzedzam pozostałych czekających w mojej kolejce, aby się nie martwić, jeśli mnie ocenowo przez jakiś czas nie będzie. Ogarniam swoje życie oraz czas, przez co oceny mogą spaść nieco niżej w kolejce priorytetów. Ale nie bójcie się, będę tu, aby czuwać nad wszystkim innym, a i kolejki nie blokuję (jeśli w ogóle, to Was zaboli czekanie, nie mnie).
Sto lat Ławie, dziecku memu kochanemu, acz nie jedynemu. :D
Pozdrawiam wszystkich serdecznie,


Chiyo

2 komentarze:

  1. Bardzo się ciesze z oceny, jaką mi wystawiłaś! Spodziewałam się sporej ilości krytyki, która - nie powiem - zabolała mnie, ale któż nie lubi myśleć o sobie zawsze dobrze? Mimo tendencji do takiego myślenia, jestem gotowa przyjąć, że nie jest tak pięknie i cudownie, jakbym chciała.
    Uwierz mi lub nie, ale czytając Legendę, a konkretnie archiwalne treści jestem cały czas niezadowolona z tego jak to napisałam. Mój problem polega na tym, że kiedy chcę coś poprawić, zazwyczaj poprawiam nie to, co trzeba, a prawdziwe błędy pomijam. Wydaje mi się iż wynika to z braku wiedzy u mnie. Nie grzeszę znajomością zasad gramatyki, dlatego błędy stylistyczne to dla mnie piekło i wyzwanie, kiedy muszę się za nie zabrać. Zazwyczaj to, co umiem w kwestii poprawności pisania wynika z tego, że dużo czytam. Wstyd się przyznać do takiego stanu rzeczy, no cóż.
    Twoje rady bardzo wiele mi dały i chociaż nie raz wyraziłaś je w kąśliwy sposób, ostatecznie i tak poczułam w sercu ogromną wdzięczność. Nie jestem pisarką (nie wiem czy mogę się tak nazywać), która chcę spocząć na laurach i pragnie słyszeć o sobie tylko dobre rzeczy. Otworzyłaś mi oczy na błędy logiczne, których sama bym nie zobaczyła.
    Masz racje, jestem niedbała. Nie lubię poprawiać tekstów bo zazwyczaj nie wiem gdzie są błędy. Pierwsze pięć rozdziałów poprawiałam aż do znudzenia i chyba nie poprawiłam za dobrze, a potem stwierdziłam, że poczekam na twoją ocenę, bo ty powiesz mi gdzie co jest źle. Teraz mogę z czystym sumieniem pracować nad treścią.
    Kiedy zgłaszałam się do ciebie z prośbą ocenienia mojego bloga wiedziałam, że jesteś osobą rzetelną i nawet trochę się bałam, ale teraz nie żałuje.
    Co do bety... miałam cichą nadzieje, że zechcesz nią być, ale miałam na uwadze że wiedziesz dość intensywne i zajęte życie. Powiem ci, że gdybyś chciała być moją betą, okazałoby się to dla mnie zbawienne. Owszem, może nie raz twoja krytyka mnie zaboli, w moich oczach pojawią się łzy i uczucie goryczy, ale chcę przede wszystkim się rozwijać, a twoja szkoła - chociaż surowa - może mi pomóc. W każdym razie byłabyś najlepszą betą o jakiej mogłabym marzyć. Na wytykanie mi błędów logicznych i stylistycznych jestem gotowa. Najbardziej nie lubię, jak ktoś chcę, żebym zmieniała wydarzenia w książce, czyli wtrąca mi się w fabułę, ale tego nie widziałam w ocenie mojego bloga.
    Co do bohaterów, ja też uważam, że Hinata jest przesłodzona. Nawet nie wiem kiedy ją taką uczyniłam, ale trudno mi to odkręcić, bo już tyle napisałam. Ale postaram się ją zepsuć xD Bardzo tego chcę, wierz mi!
    Najtrudniej będzie mi znaleźć wątki poboczne, jako, że nie wiem w jaki sposób miałyby pasować do tego co wymyśliłam... hm... zobaczę ^^
    W każdym razie jestem ci tak ogromnie wdzięczna za krytykę, że mogłabym cię uściskać. Mam nadzieje, że uda mi się zwalczyć wszystkie niedoskonałości.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy by chciał, aby go ciągle chwalili, ale czasem potrzeba takiego kopa w dupę. Wiem o tym aż za dobrze: tyle lat mi wmawiano, jaka to jestem mądra i uzdolniona, że uwierzyłam, a potem ktoś mi pokazał, że wcale nie jest tak różowo. Boli, ale jeśli się przełknie własne ego, to później wychodzi z nas lepszy człowiek, czy to ogólnie, czy to pod względem jakiejś konkretnej umiejętności. :)
      Sama wychodzę z założenia, że świadomość tego, iż popełniamy błędy jest pierwszym krokiem ku poprawie. Trochę to górnolotne i nie zawsze praktyczne, wiem, ale jeśli wiesz, że masz problem i wiesz, z czym masz problem, to jesteś już do przodu przed tymi, którzy podobnej wiedzy nie posiadają. I jeśli faktycznie, pomimo prób, ciągle pomijasz to, co naprawdę jest błędne, a zależy Ci na tym, aby tekst był dobry, gorąco polecam znalezienie dobrej bety. Beta to nieoceniony skarb, zwłaszcza jeśli się do tego przyłoży i naprawdę spędzi z Tobą czas, wskazując, dlaczego pewne drobiazgi są błędne i obszernie omawiając te co poważniejsze kwestie, abyście obie doszły do rozwiązania idealnego. I nie, absolutnie żaden wstyd się przyznawać do tego, że popełniamy błędy czy że czegoś nie wiemy, broń Boże! Chyba większym wstydem jest udawanie, że jesteśmy w czymś mistrzami, chociaż ewidentnie nimi nie jesteśmy.
      Hm, wiesz, moja krytyka bywa kąśliwa, kiedy mam do ocenienia duży kawał tekstu naraz - jak to bywa w przypadku ocen. Kiedy betuję, zazwyczaj jest to o wiele mniejszy kawałek tekstu, który nie tylko łatwiej przełknąć na jeden raz, ale też nie ma czasu, aby się człowiek nakręcił, że znowu ten sam idiotyczny błąd. Więc jeśli chcesz, to nie ma problemu, szczegóły możemy uzgodnić mailowo, jeśli Ci tak pasuje (thedish@onet.eu, sprawdzam aż za często). A zabieganie... Cóż, jak się przez ileś lat jest zajętym, a w dodatku ma się tę chorobliwą czasem potrzebę porządkowania/organizowania wszystkiego, to stwierdzam, że im bardziej jestem zabiegana, to na tym więcej rzeczy mam czas i tym więcej jestem w stanie zrobić. I mogę Ci obiecać, że jeśli zaczniemy współpracować, to żadnego "zmień to wydarzenie, bo mi się nie podoba" nie będzie. Pewnie, jeśli coś nie będzie się trzymało kupy, to wspomnę, ale to Ty jesteś autorką, to Twój pomysł i ostatecznie to ma być Twoje dzieło. Zresztą, jak wspomniałam przy fabule, "Legenda" wygląda na przemyślaną pod kątem tego, co ma się wydarzyć, a i nie jestem od tego, aby komukolwiek nakazywać, o czym ma pisać.
      Łał, widzę u Ciebie tyle zapału, że aż mi się ciepło na serduchu robi, że pomimo kąśliwości ocena zdołała Cię zmotywować. Na pewno uda Ci się niedoskonałości zwalczyć, a przynajmniej ja w to wierzę. Jak ktoś czegoś chce i włoży w to odpowiednią ilość czasu oraz pracy, to prędzej czy później efekty będą musiały się pokazać, nie ma bata. :)
      Pozdrawiam tedy cieplutko i naprawdę się cieszę, żeś z oceny zadowolona,

      Usuń