Sto lat!
***
Wyrażenie „w stronę światła” nieodzownie
kojarzy mi się ze śmiercią, z pacjentem leżącym w szpitalnym łóżku, wydającym
ostatnie tchnienie i tak dalej. W sumie zaciekawia. Po wejściu na bloga pojawia
nam się dość minimalistyczny szablon. Same kolory średnio mi się podobają, są
takie mdłe, do porzygu (tu w sumie w znaczeniu bardzo dosłownym), lecz aparycja pozytywna. Szablon dość dokładnie wykonany, ładny, skromny, tylko
czcionka w nagłówku niespecjalnie czytelna na tym tle i w niektórych
rozdziałach powielał się właśnie ten nagłówek. Jak na mój gust ujdzie, przede
wszystkim pozwala czytać na stronie, a nie w Wordzie, a to najważniejsze.
Tyyylko... Gdy ponownie tam zajrzałam niedługo
przed rocznicą wszystko się rozjechało. Część szablonu zdobyła status „404
Forbidden” i grafika się całkowicie popsuła. w związku z tym podaruję sobie
wstawianie screena.
Przeczytałam wszystko prócz dwóch ostatnich
rozdziałów, mam nadzieję, że to jakoś niespecjalnie wpłynęło na mój osąd.
Zresztą myślę, że dowiedziałam się wszystkiego, co chciałam wiedzieć już dobre
kilka rozdziałów wcześniej. Zanim zacznę oceniać – opowiadanie jest sprzed
ponad roku, czyli pewnie piszesz już inaczej, lepiej, szlifowałaś styl lub
cokolwiek, jednak ja mogę ocenić tylko to, co widzę. Za opóźnienie serdecznie
przepraszam. No to do dzieła!
Fabuła! Fabuła, fabuła, fabuła... (SPOJLERY)
Powiem Ci szczerze, że nie wiem, jak ją scharakteryzować w krótki i zgrabny
sposób. Czytałam fanfiction Pottera (których coraz bardziej nie cierpię, a
praktycznie wszystkie blogi w mojej kolejce to właśnie fanficki Pottera –
cudownie!) o rodzicach naszego młodego, zdolnego czarodzieja. Nie mam namyśli
tu nikogo innego jak Lily Evans i Jamesa Pottera. Hmmm... Ich życie po
opuszczeniu Hogwartu, walka z Voldemortem, praca, wojna, miłość, cierpienie,
śmierć. No i jeszcze dziecko. To byłoby na tyle. Ogólnie zaliczyłabym prędzej
do obyczajówek aniżeli fantastyki. Albo potraktowała jako instrukcję pieczenia
pierniczków, ale o tym zaraz.
Szanowna Autorko, Krwiożercza, Stworzycielko
tegoż opowiadania! Z miejsca, szczerze i bez owijania w bawełnę, wyznam Ci z
głębi mojego serca, że mnie nie powaliłaś. Na kolana ani na nic innego. Teraz
przejdźmy do wszystkiego.
Zabierałam się do czytania z trzy razy, nie
mogłam przetrwać więcej niż kilku rozdziałów, nużyły mnie. Może to faktycznie
przynajmniej po części wina mojej wzrastającej niechęci do twórczości
odfanowskiej ogólnie, a tym bardziej dotyczącej serii książek o Harrym
Potterze. Ale maksymalnie po części – po prostu było nudno. Nudno, nudno i
nudno. Niby była ta wojna, niby ludzie ginęli, niby się bali i niby walczyli,
ale to nie zmienia faktu, że moje zaciekawienie nie wzrosło w ogóle.
Przelatywałam przez kolejne akapity automatycznie, czasem bez zrozumienia i
musiałam czytać je raz jeszcze, żeby cokolwiek z nich zapamiętać. Bardzo
lubiłaś streszczać ważne elementy fabuły w średniej długości akapicie i tak
rozwijać historię – to był jednak błąd. Nie czułam w ogóle akcji, żadnej
adrenaliny. Powiem tak, mam wrażenie, że fabuła nie została jakoś specjalnie
przemyślana, o ile przemyślana została w ogóle. Przypomina mi to trochę mojego
pierwszego bloga, którego tylko Chiyo ma prawo pamiętać i przepraszam ją za to
gorąco – miałam ochotę mieć bloga, także go sobie założyłam; chciałam pisać
fantasy, także je pisałam. Problem polegał na tym, że chciałam pisać tylko po
to, żeby mieć bloga i w związku z tym historyjka, całkowicie pozbawiona sensu
jak i ładu czy składu, była sobie spisywana i wymyślana na bieżąco. Fail. I
odnoszę smutne wrażenie, że podobnie było w Twoim przypadku, a przynajmniej tak
wygląda efekt końcowy.
Akcja nie jest wartka, tylko ciągnie się jak
ten rozgotowany makaron z mojego opisu. Tak, niby faktycznie coś się dzieje, tu
ktoś umrze, tu ktoś się urodzi, ale ja nie widzę żadnych emocji w tym
opowiadaniu. Żadnych! To niemal przerażające. A wszystko jest takie sztywne,
jakby pisane automatycznie. Przynajmniej do połowy tekstu podawałaś głównie
suche informacje, fakty za faktami, przez co opowiadanie przypominało
wspomniany wyżej przepis na pierniczki. Czytało się, mimo wszelkich starań, bez
uniesień.
Ponadto niektóre sytuacje uważam na głupiutkie,
takie jakieś naiwne, przykładowo: poznanie Lily i Dorcas, sposób prowadzenia
radia, rozmowa Remusa z nowo poznaną dziewczyną w księgarni. Przesadne
ładowanie w to wszystko patosu, poza tym wydawały mi się opisane bardzo
infantylnie.
Opisy. Nie były kwieciste, nie powalały
szczególnie, ot, były. Tylko, że zajmowały większość
opowiadania. Nawet potem, jak już bohaterowie więcej rozmawiali i akcja w ten
sposób się rozwijała. Takie suche dane, początkowo podawane bardzo, bardzo
szybko i w dużej ilości. Mam do nich stosunek raczej obojętny. Z jednym
wyjątkiem – opisy walk były całkiem niezłe. Nie zrzucały mnie z krzesła, ale
pozwalały całkiem nieźle wyobrazić sobie scenę i nawet na chwilę zapomnieć o
tym, że czytam, po prostu się wczuwałam. Duuuży plusik. Poza tym podobały mi
się retrospekcje, które wprowadzałaś. I to dużo bardziej od całej reszty
historii.
Dialogi niby były, ale jakoś nie wprowadzały
wiele, odnoszę takie wrażenie. Nie mam zbyt wiele do powiedzenia o nich, może
poza faktem, że miałam problem z ich zapisem. Tu odsyłam do poradników,
o ile jeszcze nie rozprawiłaś się z tym problemem.
Bohaterowie?
Poszłaś na łatwiznę. Skręciłaś na tę cholernie
krótką oraz o ileż prostszą ścieżkę. Wpadłaś w pułapkę, w którą bardzo często
zaplątują się osoby dopisujące własne rozdziały do cudzej twórczości. Otóż
olałaś postacie, mówiąc kolokwialnie. Olałaś je dogłębnie i być może z premedytacją.
Pozostawiłaś samym sobie. Jaśniej? Pani Rowling stworzyła bohaterów, nadała im
imiona, nazwiska, cechy i opisała mniej lub bardziej. A Ty, tworząc swój własny
fanfiction, zostawiłaś je. Może nie chciało Ci się wysilać, może stwierdziłaś,
że autorka serii dość wyczerpała ich temat. Być może pomyślałaś, że skoro ktoś
raz już je wykreował, Ty nie musisz tego czynić powtórnie. BŁĄD! Paskudny,
straszny, okrutny błąd! Wszystkie Twoje „ludki” są papierowe, gdybyś nie
dodawała przy dialogach ich imion, nie wiedziałabym, kto mówi, nie
rozpoznałabym, nie rozróżniłabym. Wszyscy byli szalenie płaczliwi, pełni
rozpaczy i jacyś tacy „miękcy”, chociaż bez przerwy powtarzałaś, że są męscy,
odważni et cetera. Jednak ich kreacją wcale tego nie odzwierciedlała. Lily kojarzy
mi się tylko z ciągle ryczącą dziewczynką, James zachowuje się jak dobry
piesek. Reszta bardzo do siebie podobna. Trochę wybiła się Dorcas, początkowo wkurzająca mnie swoim dziecinnym zachowaniem, ale szybko ją zabiłaś. Szkoda. Bo myślę, że tutaj akurat
miałaś spore pole do popisu, mogłaś ich opisać świetnie, w końcu Rowling nie
poświęcała im dużo uwagi. Żałuję, że poszłaś w jej ślady.
Z poprawnością okej, czasem drobne literówki
(zamiast „chodź” - „choć” ), z interpunkcją, ortografią, wszystkim naprawdę
świetnie, nie robisz błędów. Co do oryginalności czy zgodności z kanonem... Nie
znam się na fefach Pottera, ale mnie Twoja inwencja, a właściwie jej brak, nie
zachwyciła. Raczej znużyła. Zgodność z kanonem chyba okej, ale nie kojarzę
zdarzeń sprzed Harry'ego. Tak czy siak mojej uwagi nie przykuły jakieś rażące
błędy logiczne pod tym względem, wygląda na to, że możesz się trochę znać.
I na koniec, nie bez przyczyny, Twój styl.
Dziewczyno, Ty nie piszesz źle. Ty piszesz dobrze. Może nawet więcej niż
dobrze, niestety nie wiem, czy jestem w stanie to stwierdzić po opowiadaniu,
które mi zaprezentowałaś. Fakt, może i jest sprzed roku, ponad, tłumaczmy się,
że się poprawiłaś i tak dalej, ale Ty jesteś dobra. Ja to widzę. Zauważam, jak
potrafisz się bawić słowem, jak zgrabnie manewrujesz językiem, nie mam Ci
tu nic do zarzucenia, wprost przeciwnie, mogę tylko gratulować. Ale zrąbałaś na
całej linii z tym opowiadaniem. Nie wiem, co się stało. Nie mam pojęcia, co w
Ciebie wstąpiło. Ale wynudziłaś mnie totalnie, dogłębnie, swoim osobistym
bałaganem zmąciłaś mi porządek moich własnych myśli. Nigdy jeszcze nie napisałam
tak chaotycznej oceny bloga, a przynajmniej mam taką nadzieję, nie skakałam z
jednego w drugie, nie migałam to tu, to tam. Chyba po prostu przeszło mi trochę
od Ciebie. Nie potrafię tego zrozumieć, doprawdy, nie potrafię, jak z tak
dobrym stylem, warsztatem można popełnić tyle podstawowych gaf i wyłożyć się na
fanficku chociażby bohaterami, których
nie musiałaś kreować, bo już ich miałaś gotowych! Wystarczyło jedynie wysilić się
odrobinę i powtórzyć panią Rowling, co nieco dodając od siebie. A Ty tego nie
zrobiłaś. Tak samo jak zostawiłaś wiele innych elementów, ot, po prostu, nie
opiszę ich, nie dotknę nawet, w końcu ktoś już to napisał wcześniej, po co się
powtarzać? Arghhh!
Nie chcę powtarzać tego, co napisałam wyżej, w
jakkolwiek chaotycznej i poplątanej formie to pozostawiłam. Całe opowiadanie
można uznać za nieudane. Najzwyczajniej w świecie nie poświęciłaś mu na tyle
dużo uwagi, by coś z niego zrobić. Coś lepszego niż smutne flaki z olejem z
garścią (i to porządną) nudy. W sumie nie mam nic więcej do dodania, nie mam
rad, bo myślę, że Ty to wszystko wiesz, nie jesteś pierwszaczkiem, którego
powinnam pogłaskać po główce, pocieszyć, że jeśli będzie dużoooo pisać, to
będzie dobry. Że musi czytać i znowu pisać. Ty już jesteś dobra, Ty już to
umiesz, tylko mi tego nie zaprezentowałaś, czym mnie zirytowałaś. Jednak wiem,
że potrafisz. Nie daję Ci żadnej taryfy ulgowej, osądzam po prostu styl. Prace społeczne.
Eris
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz